Soja, wszędzie soja

Festiwal Soi w Paju (Jangdan Soybean Festival)

Soja i żeń-szeń

Wygląda na to, że przyszło mi mieszkać w wyjątkowym, rolniczym regionie (Paju, na północy kraju). Tutejsze płody rolne mają taką renomę, że zasługują na własny festiwal co roku. Zatem w październiku 2017 roku zbierałam żeń-szeń w strefie zdemilitaryzowanej, a już tydzień później obwiązywałam sojowe bryły w Imjingak.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Obwiązywanie brył soi do suszenia © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Wszyscy z zaangażowaniem wiążą bryły soi w tradycyjny sposób © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Obwiązana i opieczętowana bryła soi, teraz trzeba ją powiesić, by wyschła © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Chociaż wyglądają jak bochenki razowca, w rzeczywistości to wysuszone brykiety soi © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Soja zawsze modna?

Moje najwcześniejsze sojowe wspomnienia sięgają lat szkolnych, oczywiście w Polsce, kiedy to w osiedlowym warzywniaku można było dostać orzeszki sojowe. Zapakowane w ordynarny i zawsze zatłuszczony woreczek foliowy były tanie, ale pozostawały przysmakiem drugiego rzędu. To znaczy, że kupowało się je, kiedy już nie wystarczało na nic innego.

Długo myślałam, że głównym produktem soi są właśnie orzechy, że rosną one w takiej postaci na krzewach, a do spożycia się je lekko praży. Dopiero potem nastał szał sojowych produktów jako zamienników mięsa dla wegan i wegetarian. Jeśli dorzucić do tego zacięte walki, dotyczące zmodyfikowanej żywności oraz sojowy sos do sushi, to na tym by się kończyła moja bardzo powierzchowna znajomość z ziarnami soi.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Nie ma festiwalu bez maskotek. Nazwałam go „Sojkiem” © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Dzisiaj zerkam na broszurę igrzysk olimpijskich w Pjongczang i co widzę? Certyfikat „Printed with soyink” (ang., do wydruku użyto sojowego tuszu). Myślę sobie, czego to Azjaci nie wymyślą. Tym razem to jednak nie oni, a Amerykanie. Do eksperymentów zmusił ich kryzys paliwowy w latach 70. ubiegłego wieku, a sojowy atrament okazał się sukcesem. Kiedyś chętnie przyjrzę się tej historii. Na festiwalu nie było jednak popisów piórem, a chochlą i łyżką.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Kulinarny konkurs na festiwalu © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Wśród startujących było nawet kilku żołnierzy © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Sojowe szaleństwo

Na stoiskach nie było sojowego atramentu. Za to całkiem sporo przeróżnych maści, mydeł i kosmetyków. Ale powiedz, z czego Koreańczycy nie robią kosmetyków?

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Sojowe mydła na festiwalu w Paju © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Przy tym stoisku przyszła mi na myśl wielka miłość Koreańczyków do wszelkiego rodzaju preparatów odżywczych i wzmacniających. Sojowe tabletki? Czemu nie. Tylko na co?

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Sojowe produkty na festiwalu w Paju © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Z błędu szybko wyprowadziła mnie sprzedająca, podsuwając pod nos miseczkę z czekoladowymi drażetkami. A gdzie soja? Jest w środku, oblana czekoladą. Przypomniały mi się orzeszki z dzieciństwa i wzięłam pięć paczek. Uprawiana w DMZ soja w żadnym razie nie powinna być przysmakiem drugiego rzędu.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Czekolada DMZ © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja z DMZ w czekoladzie. Będzie na upominki © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Więcej wspomnień z dzieciństwa

Zbliżał się czas lunchu i akurat zatrzymaliśmy się przy stoisku, gdzie miłe, starsze panie wydawały „coś” ciepłego do spożycia. Kleik z soi. Przed oczami stanął mi rząd stoliczków, krzesełek, dzieciarni w kolorowych rajtuzach i głębokie talerze MLECZNEJ z ryżem. Dużo talerzy mlecznej, najczęściej niedojedzonej. Jeżeli też mieliście takie w przedszkolu, to wyobraźcie sobie, że kucharka zapomniała posłodzić i otrzymaliście to:

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Pożywny kleik z soi na festiwalu © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Jeszcze więcej kleiku © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Każda potrawa się sprawdzi, jeśli tylko poda się ją w odpowiednim czasie i miejscu. Przypuszczam, że gorący kleik z termosu na zimowym szlaku w górach, to byłby rarytas. Jeszcze chwilę sprzeczałam się z Miłym, że do przygotowania potrawy na pewno użyto normalnego mleka, bo smak nasuwał mi podobne skojarzenia. Ale następnego dnia na targu Gwangjang w Seulu, ujrzałam tę tajemniczą maszynę i już nie było wątpliwości.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Wytłaczarka soi, targ Gwangjang w Seulu, pożądaną konsystencję reguluje się ilością wody © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Co więcej, jeszcze będąc na festiwalu próbowałam swoich sił „na sucho”, ale jakoś nie skojarzyłam białej papki z żarnami, sądząc, że tutaj powstaje od razu sojowy proszek.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Żarna na festiwalu soi w Paju © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Poza chodzącym „sojkiem”, symbolem festiwalu były również charakterystyczne kamionkowe dzbany z pokrywami (onggi), w których przechowuje się między innymi pastę z soi lub sojowy sos (w buddyjskich świątyniach sosy przechowywane są od 70 lub 100 lat). Taki dzban z sosem mam też u siebie na werandzie, ale nie ma z niego użytku. Może czeka do tej 70-tki.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Kolorowa wystawka z prawdziwymi onggi © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Onggi, wykonane ze słomy © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Festiwal Soi w Paju

Festiwal Soi w Imjingak (Paju Jangdan Soybean Festival, 파주장단콩축제) odbywa się zawsze w ostatni weekend listopada. W 2017 roku była to już 21. edycja. Mimo nieciekawej pogody i przenikliwego zimna, odwiedza go naprawdę imponująca ilość osób. Normalnym jest zabieranie ze sobą wózków na większe zakupy. Praktycznie co druga rodzina ciągnęła go za sobą. Szybko wypełniły się one kilkukilogramowymi workami z ziarnami.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
W drodze na festiwal © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Wejście na teren festiwalu © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Tradycyjna muzyka na festiwalu © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Sprzedaż płodów rolnych © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna

Tyle sojowych opowieści. Wypada zabrać brykiet do domu, powiesić w schowku i niech się suszy.

Soja w Korei, Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Sojowy brykiet © Viator Polonicus, Joanna Maria Czupryna
Więcej na podobny temat?
Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.