Kursy językowe dla obcokrajowców, na które uczęszczałam w Korei (KIIP)

Kursy językowe w  Korei

Poniżej krótko przedstawiam kursy językowe, na które uczęszczałam lub uczęszczam jako posiadacz wizy F-6 (zwanej popularnie małżeńską). Nie chodzi tu zatem o komercyjne kursy na uniwersytetach dla obcokrajowców. Na ich temat niestety nie mam wiele do powiedzenia, nie wiem nawet, czy są do siebie podobne.

Będąc po ślubie, ale nie mając jeszcze karty ARC*, mąż zapisał mnie na kurs w lokalnym Centrum Wspierania Rodzin Multikulti. Będę go tytułować Kurs Paju, od miasta w którym mieszkam. W zamierzeniu miałam „wskoczyć” na już trwający kurs na poziomie pierwszym, gdyż kolejny termin był za kilka miesięcy. Ponieważ trwała pandemia, kursy były prowadzone tylko online. Prawdę mówiąc był to mój pierwszy kurs online live w życiu.

Kurs PAJU I

No i wskoczyłam, ale po pierwszych zajęciach chciałam zrezygnować. Nawet z samym czytaniem były problemy, a co tu mówić o szybkim przerobieniu 10 z 16 rozdziałów, które uczestnicy mieli już za sobą. Nauczycielka zaproponowała jednak, bym pozostała jako obserwator i nie było to głupie. Bo…, co można było robić podczas pierwszej fali pandemii w Korei?

Czekając na ponowne uruchomienie lotów z Amsterdamu do Warszawy, sumiennie zasiadałam dwa razy w tygodniu na dwie godziny przed ekranem. Kiedy kurs zbliżał się ku końcowi nauczycielka usiłowała namówić wszystkich (mnie też) na test w ośrodku. Nie poszłam.

KURS KIIP I

W czerwcu 2020 roku poleciałam do Polski po wizę. Po powrocie otrzymałam kartę ARC i mogłam zapisać się na właściwy kurs z ministerialnego programu integracyjnego (Korea Immigration & Integration Program, w skrócie będę pisać KIIP). Cały kurs ma sześć części/poziomów, od 0 do 5. Przy czym, trwający 15 godzin Poziom Zero to nauka koreańskiego alfabetu. Kolejne cztery poziomy (1-4) to nauka języka, każdy po 100 godzin. Ostatnia część (5) poświęcona jest kulturze, historii, społeczeństwu Korei, którą trzeba zaliczyć chcąc zdobyć kartę stałego pobytu lub obywatelstwo koreańskie. Czas nauki jednego poziomu zależy od ilości godzin w tygodniu.

Kurs KIIP na poziomie zero zaczęłam pod koniec listopada 2020. Prowadzony był w wymiarze 3 godzin dwukrotnie w ciągu tygodnia. Niestety po pierwszych zajęciach musiałam z niego zrezygnować z powodów osobistych i pilnego wylotu do Polski.

Kurs PAJU II

Po powrocie w marcu 2021 dość szybko ponownie rozpoczęłam kurs z lokalnego centrum. Tym razem od samego początku przerabiając hangul i wszystkie rozdziały. Zajęcia nadal prowadzone były online. Z tego co pamiętam, na początku pojawiało się 12 uczestników, później w porywach logowało się 7-8 osób. Po zakończeniu pierwszego poziomu miałam nie kontynuować kolejnych, ale gdy okazało się, że zajęcia będą w takim samym układzie godzin i z tą samą nauczycielką, stwierdziłam, że pociągnę to dalej. Po dwutygodniowej przerwie w sierpniu 2021 rozpoczęła się nauka materiału z poziomu 2. Niestety z braku czasu, który zabierała mi głównie nauka na KIIP, z wielkim żalem zrezygnowałam po miesiącu.

KURS KIIP II czyli Hangul po raz trzeci

W końcu ponownie trafiłam do programu KIIP. Ponieważ zależało mi na tym, by zacząć go jak najszybciej, przyjęłam pierwszy dostępny termin. Oznaczało to zajęcia w soboty i niedziele od 18 do 23. Muszę przyznać, że w porównaniu do nauki z centrum rodzin multikulti, tutaj z programem leci się szybko i intensywnie. Ale o tym więcej później.

Kursy dla obcokrajowców, jak to ogólnie wygląda

Podstawową rzeczą, którą trzeba wiedzieć, jest to, że nauczyciele mówią tylko po koreańsku. W niemal każdej sytuacji. Jeśli chcesz się w jakikolwiek sposób porozumieć, chociaż nie znasz jeszcze ani jednego zdania po koreańsku, to trzeba opanować kilka zwrotów na pamięć. Najbardziej przydatne okazują się: Nie widzę ekranu/nie widzę książki. Nie słychać. Proszę powtórzyć powoli jeszcze raz. 

Tylko po koreańsku

Dobra, wiem. Trudno wymagać od tysięcy nauczycieli, żeby każdy z nich miał opanowany komunikacyjny angielski. Rzeczywiście, każdy ze wspomnianych powyższych kursów jest lub był prowadzony po koreańsku. W 80-90% uczestniczą w ich Azjaci, głównie z Chin, Tajlandii, Filipin i Wietnamu. Potem w kolejności idą kraje Bliskiego Wschodu, Afryki oraz Rosja. A potem Europa, bo z obu Ameryk jeszcze nikogo nie spotkałam na dłużej. Co nie znaczy, że nie ma kursantów z tych kontynentów, bo na jednych zajęciach pojawiła się dziewczyna z Chile.

Początkowo zastanawiałam się, dlaczego kursy na poziomie 0 i 1 nie są prowadzone po angielsku. A potem przyszło mi na myśl… a czemu nie po chińsku, tajlandzku czy arabsku? Choć uczestnicy z reguły znają w jakimś stopniu angielski, to przecież nie jest on w Korei dla imigrantów obowiązkowy.

Szukając dalej wyjaśnienia, doszłam do wniosku, że opłacane z państwowych pieniędzy kursy nie będą rozpieszczać uczestników przywilejami. Ale i tu wyprowadzono mnie z błędu. Okazało się bowiem, że płatne kursy językowe na uniwersytetach, na które przylatują ludzie z całego świata, też są prowadzone od podstaw po koreańsku.

W czym rzecz, że tak tu publicznie rozpaczam nad tym faktem. To proste – uczestnik od faktycznego poziomu zero, który jakimś cudem hangula na oczy nie widział, moim zdaniem będzie miał mega-ciężko. Tempo nauki alfabetu jest błyskawiczne. A zaraz po tym następuje normalne korzystanie z podręcznika z tekstami i ćwiczeniami. Jak dla mnie należałoby przysiąść samemu ze trzy razy tyle co na zajęciach, by dobrze opanować materiał.

Samodzielna praca

Jeśli zatem nie jest się wyjątkowo uzdolnionym, potrzebna jest dodatkowa, samodzielna nauka i to całkiem sporo. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Ma to swoje plusy i minusy. Materiałów do nauki języka w necie jest cała masa, a jeśli zainwestuje się w wersje premium (np. przy kursach i aplikacjach), to otrzymuje się w pełni wartościowy materiał, z którym można iść samodzielnie przez bardzo długi czas. Trzeba tylko znać w miarę dobrze angielski.

Czy poziom zero jest rzeczywiście taki zerowy?

Na moich kursach nie trafił się nikt z faktycznym poziomem zerowym. Baaa… nawet z teoretycznym poziomem pierwszym. Wszyscy już znali hangul, a większość potrafiła wyrazić się samodzielnie w podstawowych kwestiach. Niektórzy podejmowali dyskusje z nauczycielem o tym, że słabo słychać, że nie widać książki na ekranie, że… w zeszłym tygodniu nie byli na zajęciach, bo coś tam, coś tam… To wprowadzało trochę zamieszania.

Przykładowo taka rzecz. Jesteśmy przed poziomem zero, a nauczyciel prosi na Kakao Talk (najpopularniejszy koreański komunikator) o przedstawienie się, napisanie swojego imienia koreańskim alfabetem oraz kraju pochodzenia. Jasne, że dwa słowa wrzucone z pomocą elektronicznego tłumacza by wystarczyły i każdy da radę to zrobić. Ale większość uczestników powysyłała normalne wiadomości, dodając liczne pytania odnośnie kursu czy podręczników. Zaczęłam się nad tym ich poziomem zero mocno zastanawiać. Później okazywało się, że przy pisaniu pomagali małżonkowie, rodzina, przyjaciele lub elektroniczny tłumacz.

Trzeba sobie radzić

Nauczyciele (przynajmniej ci, z którymi miałam przyjemność) nie znali angielskiego na tyle, aby wydawać dłuższe polecenia lub coś objaśniać. Możliwe, że znają ten język, ale celowo go nie używali. To powodowało, że uczestnicy faktycznie powstrzymywali się od mówienia w innych językach niż koreański. Przynajmniej na forum grupy. Jeśli kryzys komunikacyjny był duży czy zakłócający dalszą pracę, nauczycielka chwytała za elektronicznego tłumacza, albo prosiła kogoś z grupy by przetłumaczył. Jednak to była rzadka sytuacja.

Ponieważ jednak zdarzały się dłuższe monologi na wybrane tematy, elektroniczny tłumacz głosowy okazał się dla mnie zbawieniem. Korzystam z niego na każdych zajęciach, gdyż na obecnym poziomie nie zawsze łapię do końca, o czym aktualnie mowa. Czasami nie łapię w ogóle. Jak się okazało nie jestem w tym odosobniona. A dodam, że przed każdymi zajęciami przerabiam sama cały materiał i ćwiczenia, by na zajęciach właśnie skupić się na tym, co się dzieje na bieżąco. Taki mój sposób, choć dosyć czasochłonny, na radzenie sobie z tą sytuacją.

Kursy językowe. I zabawnie i wymagająco

I tak po tym długim wstępie, w kolejnych wpisach chętnie podzielę się moimi wrażeniami z kursów i mozolnego procesu nauki koreańskiego. Będzie między innymi o wizycie Lorda Vadera na zajęciach, dlaczego kursanci spoza Azji cierpią bardziej, jak szybko osiągnąć sukces na scenie rapowej i co wyprowadza nawet najbardziej łagodnego nauczyciela z równowagi. Zapraszam.

ciąg dalszy nastąpi

Więcej na podobny temat?
Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.