Ukształtowanie powierzchni Niemiec? – czuję się jak w szkole
Ukształtowanie powierzchni Niemiec brzmi trochę jak tytuł szkolnego referatu, pełnego naukowych nazw i masy liczb odnoszących się do wysokości i długości. Wiecie, coś jak obszar zrębowo-kadłubowych gór, wykształconych w orogenezie hercyńskiej i mających postać zapadliskowego rowu tektonicznego (to oczywiście nie ma sensu, ale fajnie brzmi)… Mało co dla ludzi takich jak Ty i ja. Chociaż przyznaję, że w liceum moja nauczycielka od geografii specjalizowała się w geomorfologii i dała nam całkiem niezłe podstawy, by pagórki moreny czołowej jadły nam z ręki.
Nie ma potrzeby, by znać każdą jednostkę geologiczną naszego sąsiada. Przyda się za to ogólna znajomość krain gegraficznych, chociażby po to, by wiedzieć, czego się spodziewać na urlopie. Specjalnie wstawiam poniżej kilka map fizycznych Niemiec, by mieć wyobrażenie, jak zróżnicowany jest to kraj mimo niewielkiej powierzchni. A skoro już o powierzchni mowa…
Czy Wam też się wydawało, że Niemcy są o wieeeele większe od Polski?
Jeśli spojrzycie do różnych źródeł, to zauważycie spore rozbieżności co do powierzchni Niemiec. Generalnie od kilku lat wartości idą w górę. Skąd taki proces? Czy nasi sąsiedzi potajemnie przestawiają słupki graniczne nocą? Musiałaby być to operacja zakrojona na szeroką skalę, skoro w 2015 roku „odnalazł się” kawałek ziemi sporo większy od Księstwa Lichtenstein. W czym więc rzecz?
Otóż, odpowiadają za to nowoczesne i dokładniejsze metody pomiarów. Przy czym „przewaluowanie” pomiarów następuje stopniowo landami, dlatego wciąż mogą występować korekty ogólnej powierzchni kraju.
Niemiecki krajobraz
Patrząc na mapę, można zauważyć, że niemieckie krajobrazy układają się w poziome pasy (podobnie jak w Polsce). Spójrz na mapę od góry.
Spacerując po wybrzeżu
Od góry mamy poziomy pas wybrzeża, rozdzielony Półwyspem Jutlandzkim. Po lewej Morze Północne (Nordsee), po prawej swojski Bałtyk, zwany w Niemczech Morzem Wschodnim (Ostsee). Krajobraz przeważnie płaski, a czasem i depresyjny. Ale są wyjątki. Na przykład, oddalona od brzegu o 50 kilometrów wyspa Helgoland. Charakterystyczne czerwone klify osiągają wysokość 40 metrów. Bardziej spektakularne w rozmiarach są ponad 100-metrowe kredowe klify na Rugii, notabene największej wyspie Niemiec.
Na Rugii byłam, ale chciałabym jeszcze kilka razy tam pojechać. Na Helgoland też się wybieram i będę się przy tym mocno starać, by spędzić tam nie kilka godzin, jak większość turystów, ale przynajmniej 2-3 dni. Ekstrawagancję, by polować na słynne sztormy muszę niestety porzucić. Musiałabym zaplanować kilkumiesięczny pobyt i to raczej w tej chłodniejszej porze roku.
Morze Wattowe
Dla wybrzeża Morza Północnego charakterystyczne są strefy pływów (Morze Wattowe) oraz łańcuchy mniejszych i większych wysepek, rozciągające się od Holandii po Danię. Są to Wyspy Fryzyjskie, ale te leżące po niemieckiej stronie nazywane są Wschodniofryzyjskimi (przy wybrzeżu Dolnej Saksonii) oraz Północnofryzyjskimi (na zachód od Półwyspu Jutlandzkiego).
Najpierw przyjrzymy się tym pierwszym. Większych i zamieszkanych wysp jest siedem. Liczbowo bez szaleństw. Na Norderney o powierzchni około 26 km² mieszka nieco ponad 6000 ludzi. Ekhmm… tyle to mieszka na moim osiedlu w Korei. Jest też kilka małych, niezamieszkanych wysepek. Jako, że od lądu rozdziela je wspomniane Morze Wattowe, a odległości do pokonania wahają się od 3 do 10 kilometrów na wyspy można przejść lub przejechać konnym wozem, ale tylko pod okiem certyfikowanych przewodników(!). W czasie przypływu kursują promy.
Taka wyprawa stoi również na mojej liście celów w Niemczech.
Wyspy Północnofryzyjskie są bardziej porozrzucane i nieregularne w swoim kształcie. W przeszłości tworzyły one bardziej zwarty region z węższymi cieśninami, ale poprzez gwałtowne powodzie i wdzieranie się wody na ląd zostały podzielone na mniejsze wyspy. Warto tutaj zwrócić uwagę na największą z tych wysp to jest Sylt. Nie ma Niemca, któremu nazwa ta od razu nie skojarzyłaby się z letnim wypoczynkiem, i to takim droższym, dla zamożniejszej klasy. Jeśli ktoś regularnie jeździ na dłuższe wakacje na Sylt, z pewnością zarabia raczej więcej niż mniej. Na wyspie znajduje się też najdalej wysunięty punkt na północ w Niemczech, Lister Ellenbogen.
Ujścia rzek
U wybrzeża Morza Północnego mamy jeszcze rozległe ujścia rzek (większe niż po wschodniej, bałtyckiej stronie). Tutaj uchodzi m.in. (1) Łaba (Elbe), która swój początek bierze na Łabskim Szczycie w Karkonoszach, kilkaset metrów od polsko-czeskiej granicy. Przy okazji, nigdy nie mówcie, że Hamburg leży nad morzem. Jest to co prawda największy port morski Niemiec, ale do morza ma jeszcze dobre 120 kilometrów. Mieszkańcy Hamburga zawsze Was poprawią, zawsze!
Kolejna większa rzeka to (2) Wezera (Weser) i, może zaskoczę niektórych, ale jest to druga najdłuższa rzeka Niemiec*. Pierwsza to oczywiście Ren (Rhein), który akurat ani źródła ani ujścia nie ma na terenie Niemiec. Jako zagadkę często zadawałam to pytanie moim Gościom w Berlinie, stojąc pod Fontanną Neptuna. Posąg boga mórz i oceanów otoczony jest tam przez cztery kobiety – personifikacje rzek. Niestety nigdy(!) nie usłyszałam prawidłowej odpowiedzi. Mało kto o Wezerze słyszał, chociaż leży nad nią Bremerhaven i Brema.
*długość 750 km liczona jest tutaj razem z rzeką Werra, która w Hann. Münden łączy się z Fuldą i dalej płynie jako Wezera. Łaba w Niemczech liczy 727 km długości.
I wreszcie trzecia rzeka, (3) Ems, której wody w dolnym biegu rozdzielają Niemcy od Holandii. Ma tylko 371 kilometrów długości, ale to jednocześnie najdłuższa rzeka Niemiec, która ma w tym kraju zarówno źródło i ujście i na całej długości zachowuje jedną nazwę.
Kilka słów o regionalizacji fizycznogeograficznej Niemiec
W rzeczywistości pas wybrzeża wlicza się do wielkiej jednostki geograficznofizycznej pierwszego rzędu (Großregion 1. Ordnung), to jest Niziny Półnoniemieckiej (Norddeutsches Tiefland). Która z kolei jest częścią Niziny Środkowoeuropejskiej. Po polskiej stronie mamy na tej wysokości Nizinę Polską.
Nie wgłębiając się zbytnio w nazewnictwo, możemy w Niemczech wyróżnić pięć owych wielkich jednostek. Wiem, że patrząc na mapę, na pierwszy rzut oka widać jedynie trzy kolorystyczne pasy: pas nizin, pas średnich górek i wysokich górek z „przedgórkowiem”.
I o ile pas nizin łatwo wyodrębnić, podobnie jak niżej pas średniogórza i Alp, to mamy jeszcze dwie jednostki w południowej części kraju. Pomiędzy Alpami i rzeką Dunaj znajduje się Przedgórze Alpejskie (Alpenvorland). Natomiast wyżej niego i od zachodu, tam gdzie Dolina Górnego Renu, mamy Basen Szwabsko-Frankoński. Tę jednostkę możemy również określać jako Progi Szwabsko-Frankońskie, co przybliża nas do niemieckiej nazwy, Südwestdeutsches Stufenland.
Podsumowując,
5 dużych regionów fizycznogeograficznych Niemiec
- Nizina Północnoniemiecka (Deutsches Tiefland)
- Średniogórze Niemieckie (Deutsche Mittelgebirgsschwelle)
- Basen Szwabsko-Frankoński (Südwestdeutsches Stufenland)
- Przedgórze Alpejskie, ew. Wyżyna Bawarska (Alpenvorland)
- Alpy (Alpen)
Pora na kolejną mapę. Wspomniane regiony fizycznogeograficzne rozdzielone są tutaj najgrubszą bordową linią.
Wchodząc na niziny
Jeśli ktoś miał okazję przejeżdżać za dnia autostradą A2 (Berlin – Hanower – Duisburg) tranzytem przez Niemcy, to łatwo może sobie wyrobić zdanie o monotonnym krajobrazie północnych Niemiec. Zielono, płasko i nudno przez większą część drogi. Pomyślcie jednak, że to co raczej nie ożywia uwagi kierowców, może być rajem dla rowerzystów, wędrowców i amatorów rejsów wodnych.
Nizinne tereny Niemiec nie są może widokowo oszałamiające, ale mają mnóstwo wygodnych szlaków wzdłuż rzek, wokół jezior i po bezkresnych, wydawałoby się, lasach. Ba, w Brandenburgii znajduje się największa sieć szlaków dla (łyżwo)rolkarzy w Europie. Można sobie spokojnie przejechać z jednego miasta do drugiego, po drodze pozwiedzać, poćwiczyć prędkości i zjazdy ze wzniesień.
Lodowiec tu był. I to niejeden
Wspominałam już o pani od geografii, to teraz przyszedł czas na wujka. Wujek jest profesorem i przed emeryturą pracował w Instytucie Badań Czwartorzędu na UAM. Tak, taki naprawdę istniał (pozdrawiam fanów „Kingsajz”), przynajmniej w Poznaniu. Teraz nazywa się inaczej. Jako dziecko, a później studentka często zachodziłam do gabinetu wujka. Zlodowacenia, ich zasięgi i skutki mam w małym palcu. Przydało mi się to dwa razy. Na egzaminie ustnym na geografię UAM oraz podczas pilotowania wycieczki do Turyngii. W Weimarze, w parku przy pałacu Belweder stoi kamienny słup wyznaczający zasięg lądolodu w glacjale Elster. Gdybym była lądolodem, też zatrzymałabym się w Weimarze. Absolutnie!
Zlodowaceń w historii Ziemi było więcej. Naukowcy wyróżniają pięć wielkich, z których interesuje nas to ostatnie, w epoce czwartorzędu. Wówczas następowały po sobie tzw. małe zlodowacenia (glacjały) i okresy ocieplenia (interglacjały). Lądolód nachodził północną i środkową Europę kilka razy. Glacjał Elster miał największy zasięg, po nim nastąpiły jeszcze dwa.
Dlaczego są istotne dla krajobrazu? Często w encyklopediach, podręcznikach i przewodnikach przeczytasz, że dany region ma krajobraz polodowcowy. Ale co to właściwie znaczy? Ano tyle w ogromnym uproszczeniu, że jak lądolód się cofał, to pozdzierał to i owo przy powierzchni, tu wyżłobił, tam nasypał, a do tego radosną twórczością rzeźbiarza wykazywały się też wody z topniejącego lodowca. Wszystkie powstałe formy mają swoje mądre nazwy, ale nie będę ich tu wymieniać. Warto jednak wiedzieć, że to taki lądolód odpowiada po części za to, gdzie dzisiaj są znane miasta, ze stolicami państw na czele. Historia wielu z nich zaczyna się przecież „były tu dogodne warunki naturalne do obrony”, albo „na skrzyżowaniu szlaków handlowych”. Nie wybierano ich przecież sobie ot tak, a uważnie obserwując i badając ukształtowanie terenu.
Czy niziny mogą być ciekawe?
A czemu nie? Ja osobiście po rozległych nizinach nie wędrowałabym dla samych krajobrazów, ale są one na tyle urozmaicone, że w połączeniu z tradycjami, kulturą i historią regionu doskonale nadają się na cel osobnych wycieczek.
Wzdłuż rzek
Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to nizinne odcinki szlaków wzdłuż rzek i kanałów. Brakuje jeszcze takich w Polsce. Są one wręcz wymarzone dla niewprawionych rowerzystów, bo płasko, ładnie i bezpiecznie. Powstała infrastruktura i produkty turystyczne pozwalają na wygodne pokonywanie całości lub wybranych etapów. Osobiście marzy mi się wędrówka (tak wędrówka!) wzdłuż Łaby. Zainteresowani powinni poszukać hasła Elberadweg. Niejednokrotnie na targach turystycznych zabierałam książkę-dziennik dla trasy, z nadzieją, że może w tym roku… Praktycznie każda z większych rzek w Niemczech ma swój własny szlak rowerowy, z którego oczywiście mogą korzystać też piesi.
Pagórki tu, pagórki tam, a pomiędzy nimi jezioro
Na północ od Berlina jest pewna kraina, zwana Marchijską Szwajcarią. O upodobaniach do porównywania się z południowym sąsiadem pisałam już tutaj. Tymczasem Szwajcaria w Brandenburgii może nie ma takich wysokości, ale jak na nizinę jest bardzo urozmaicona krajobrazowo. Jest tu wiele wzgórz, których stoki „ostro” schodzą do jezior, więc chwilami można poczuć się jak w prawdziwych górach. Tutaj znajduje się też najdalej na północ wysunięty ośrodek treningowy dla skoczków narciarskich, z całym kompleksem skoczni (Bad Freienwalde).
Krajobraz marchijski powstał po ustąpieniu lądolodu z ostatniego glacjału. Przeróżne formy terenu są na tyle widoczne i modelowe, że prezentuje się je w ramach „Trasy zlodowacenia w Marchii” (Märkische Eiszeitstraße). W centrum regionu, w miejscowości Buckow jest nawet „ogród polodowcowy”, w którym z pomocą kamieni i wielkich głazów tłumaczy się działalność lądolodu.
Spreewald – wodny labirynt
Na południe od Berlina jest z kolei kraina o unikalnym krajobrazie wodnego labiryntu. Nic podobnego nie przychodzi mi na myśl w całej Europie, a położona jest zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy. To Spreewald, region, który kulturowo stanowi część Łużyc, starający się zachować słowiańską kulturę, zwyczaje i język. Nie zdziw się zatem, że w wielu miejscach zobaczysz obok niemieckich swojsko brzmiące nazwy ulic, miast i wsi.
Rejon ten również znalazł się pod ostatnim lądolodem, a jego pozostałością jest szeroka Pradolina Barucko-Głogowska. Pradoliny tworzyły się na przedpolu lodowca, gdy ten stał dłuższy czas w fazie cofania. Topniejące wody lodowca spływały przebijając się przez moreny czołowe, z drugiej strony dopływ wody zapewniały rzeki z południa i tworzyła się wielka rzeka płynąca w kierunku zachodnim (tak jak nachylony jest kontynent europejski). Dzisiaj część pradoliny Barucko-Głogowskiej wykorzystuje rzeka Szprewa, która na północ od Cottbus rozgałęzia się na wiele kanałów, tworząc wodny labirynt. Nie jest do końca zbadane kiedy i z jakiej przyczyny rzeka się rozwarstwiła.
Spreewald to idealny region dla kajakarzy i rowerzystów. A najlepiej, by połączyć jedno i drugie. Region słynie również ze znakomitych produktów rolnych, wśród których wyrobioną markę mają ogórki, truskawki i szparagi. Jest nawet „ogórkowa trasa rowerowa” (Gurkenradweg), o długości 260 kilometrów, która wiedzie obok regionalnych muzeów, gospód i oczywiście pomiędzy licznymi kanałami.
Pustać Lüneburska (Lüneberger Heide)
Uwielbiam tą nazwę. Choć byłam w wielu miejscowościach, które leżą pośrodku lub graniczą z tym regionem, nigdy nie wybrałam się, by powędrować szlakami wśród rozległych wrzosowisk. Z tego bowiem owa pustać słynie i większość marketingowych zabiegów skupia się wokół fioletu. Być może Ty również już tam byłe/aś, nie wiedząc o tym. Czy nazwa Heidepark coś Ci mówi?
Postać położona jest w Dolnej Saksonii i rozciąga się od Łaby w dół do rzeki Aller. Od wschodu graniczy z tzw. Starą Marchią, a po zachodniej stronie z obniżeniem Stader Geest (dobra, te nazwy niewiele Ci mogą mówić). To jeden z najpopularniejszych regionów wypoczynkowych landu, otoczony miastami o zacnej kulturze, historii i zabytkach.
Krajobraz ukształtował się pod wpływem przedostatniego zlodowacenia (w Niemczech nazywanego od rzeki Saale), a to oznacza, że formy terenu nie są tak wyraziste jak w przypadku regionów objętych ostatnim zlodowaceniem. Jest tu bardziej płasko, mniej jezior, czy cieków wodnych. Ale są wrzosy. I przestrzenie.
ciąg dalszy nastąpi