Jest wtorek po południu, ostatni dzień 2019 roku. W Polsce, ci którzy muszą iść do pracy, właśnie podnoszą się z łóżek. Większość myślami jest już przy wizycie u fryzjera, w kuchni nad stołem pełnym przekąsek, czy w sklepie z zamiarem uzupełnienia zapasów. Sylwester. Ja, właśnie ląduję na międzynarodowym lotnisku Korei Południowej, w Incheon. Przy kontroli dokumentów obowiązują standardowe procedury i jak zawsze pamiątkowe zdjęcie oraz skan wskazujących palców. Obywatele Unii Europejskiej potrzebują tylko ważny paszport, by otrzymać w Korei pozwolenie na pobyt w celach turystycznych do 90 dni. Wcześniej wbijali pieczątkę, a teraz drukują papierek, który można zgubić, bo wszystko jest w systemie. Pieczątek trochę mi szkoda.
Sylwester w Korei
Za wszystkimi bramkami czeka mój-za-chwilę-mąż i razem jedziemy do domu. To godzinę drogi od lotniska. Nie mamy planów na Sylwestra czy Nowy Rok. Koreańczycy zazwyczaj ‚świętują‘ ten czas udając się nad ranem w jakieś spektakularne miejsce, by podziwiać pierwszy wschód słońca. Co się, siłą rzeczy, najlepiej sprawdza na wschodnim wybrzeżu. Nam wystarcza butelka szampana z drobinami złota. Dwa dni później w lokalnym urzędzie podpisujemy kilka dokumentów, co czyni nas prawnie mężem i żoną. I całe szczęście, bo gdybym zaplanowała przylot nieco później, nie doszedłby on do skutku, a nas czekałaby długa rozłąka i stan niewiadomej do dzisiaj. 19 kwietnia 2020 roku Korea zawiesiła program wjazdów bez wizy dla większości krajów, a chwilę później ambasady przestały wydawać je potencjalnym turystom. Czyli takim jak ja do tamtej pory.
Jak Korea walczy z pandemią
Koreańska strategia walki z Covid-19 opierała się na 3T, z angielskiego: Testing, Tracing, Treatment, czyli testowanie, śledzenie i leczenie. Pierwszy przypadek w kraju zanotowano 20 stycznia 2020 roku, a po dwóch tygodniach zatwierdzono własne zestawy do testów. Do połowy lutego liczba przypadków była znikoma. Potem nastąpił zwrot.
W Daegu, mieście o populacji 2,5 miliona mieszkańców, nastąpiły masowe zakażenia po spotkaniach wyznawców kościoła Shincheonji, zainicjowane przez Pacjentkę nr 31. Zdecydowano o umieszczeniu w kwarantannie każdego, kto tylko przestąpił próg budynku spotkań, rozpoczęto śledzenie kontaktów, testowanie i posypały się skierowania na kolejne kwarantanny. I tak do urwania łańcucha przy każdym kontakcie. Wykorzystano przy tym doświadczenia z 2015 roku (epidemia MERS w Korei), nie wahając się pozyskiwać z danych z kamer, rejestrów komunikacji publicznej, telefonu czy nawet karty kredytowej pacjenta.
Szczyt pierwszej fali w kraju nastąpił pod koniec lutego, osiągając nieco ponad 900 przypadków na dzień. To wystarczyło jednak, by w kraju masowo wykupywano maski, tak, że trzeba było wprowadzić reglamentację. 2 sztuki tygodniowo na obywatela za okazaniem karty ID. Ograniczenia dotyczyły również eksportu i prywatnego wywozu określonego rodzaju masek.
Sezon 2020, jaki będzie?
W lutym, kiedy na branżowych forach w Polsce jeszcze „śmieszkowano“ z sytuacji, zaczęłam informować umówionych Gości i grupy szkolne na oprowadzanie w Berlinie, że nie jestem pewna mojego powrotu w marcu do Europy. Sezon 2020 miał być moim ostatnim w pracy przewodnika po stolicy Niemiec.
Zniecierpliwione nauczycielki oczekiwały jasnych deklaracji, więc odwoływałam swoje usługi, przekazując kontakty do innych. Żadna z tych i innych grup nie pojechała już na wycieczkę, ponieważ w międzyczasie europejskie kraje wprowadziły lockdowny, pozamykały granice i mocno ograniczyły międzynarodowe połączenia.
Korea w czasie pandemii. Bez lockdownu
W Korei nie było lockdownu nawet przez jeden dzień. Owszem ucierpiała branża turystyczna, czy lokale nastawione na turystów. Zamknięto muzea, biblioteki, placówki kulturowe, tam, gdzie to było możliwe przechodzono na pracę zdalną i takież nauczanie. Ale działały sklepy, restauracje, punkty usługowe, jest regionalizacja obostrzeń.
Połowa mieszkańców kraju żyje w stolicy, Seulu, oraz Gyeongii, prowincji ją otaczającej i tutaj też kumulowało się 80-90% zakażeń przy trzeciej fali (2021). Nigdy nie było przepisów ograniczających przemieszczanie się, wydawano jedynie zalecenia apelując o zbiorową odpowiedzialność. Działały nawet sauny czy nocne kluby, oczywiście z obowiązkiem przekazania swoich danych przy wejściu (można to było robić przy pomocy kodu w telefonie). W urzędach, przychodniach, szpitalach i przeróżnych centrach skrupulatnie mierzono temperaturę i też zapisywano dane. Wszędzie dostępne były pojemniki z żelem. Nawet u mnie w bloku, w windzie (są w wielu miejscach do dzisiaj, 2023).
Maski, nie takie straszne
Koreańczycy noszą maski. Są im znajome, gdyż zazwyczaj nosi się je tu z powodu zanieczyszczonego powietrza. Został wprowadzony obowiązek ich noszenia w miejscach publicznych, czyli w praktyce poza własnym domem i samochodem. Nie było wymówki, że tylko na chwilę zjadę na dół na podziemny parking, bez maski – zaraz dawało o sobie znać niezadowolenie współmieszkańców i pojawiały się ogłoszenia, że winda to też publiczna przestrzeń.
Kiedy opuszczałam Koreę w czerwcu 2020 roku reglamentacja wciąż obowiązywała i mogłam wywieźć jedynie 30 sztuk. Tych, które dużo później były rekomendowane w Europie. Tekstyliów nie nosił tu nikt, chyba, że młodzież jako modny gadżet do stroju i to przed pandemią. Od początku używane były maski z oznaczeniem poziomu filtrowania lub wyjątkowo jednorazowe, chirurgiczne. Później nie było już problemów z dostaniem profesjonalnych masek po normalnej, niskiej cenie. Zresztą próby podbijania cen na początku pandemii zostały błyskawicznie zdławione przez rząd. Całkowity obowiązek noszenia masek zniesiono dopiero w pierwszej połowie 2023 roku.
Moja odyseja 2020
Wizę przedłużałam trzykrotnie, zanim mogłam przylecieć do Polski. Problemem nie były połączenia międzykontynentalne, tylko te w Europie. Wrócić musiałam, chociażby po to, by załatwić wizę w koreańskiej ambasadzie w Warszawie. Można było do niej wejść tylko z zaświadczeniem o braku symptomów od lekarza, ważnym przez 48 godzin.
Powrót w sierpniu do Korei wyglądał już inaczej. Po pierwsze trzeba było mieć wizę, sprawdzaną przed wejściem do samolotu. Za brak szczelności przy kontroli odpowiada przewoźnik, który przy powtarzających się uchybieniach mógłby otrzymać tymczasowy zakaz wlotu do danego kraju. Za duże ryzyko.
Prawdziwy maraton zaczyna się jednak na lotnisku w Incheon. Wszyscy przybywający do kraju (poza kilkoma wyjątkami) musieli odbyć 14-dniową kwarantannę. Na lotnisku ustalano adres, skierowanie na obowiązkowy test, instalowano aplikację (ze sprawdzeniem poprawności jej działania). Do tego transport w izolacji, chyba, że ktoś nas odbierał.
W moim przypadku mogłam odbyć kwarantannę w domu, nie ograniczając przy tym męża. Korzystaliśmy z osobnych łazienek, konieczne spotkania były tylko w maskach i dezynfekowało się wszystko naokoło. Wyniki obowiązkowego testu przychodziły po 12 godzinach, ale nawet w przypadku negatywnego wyniku, trzeba było kwarantannę odbyć do końca. W aplikacji dwukrotnie w ciągu dnia uzupełniało się dane dotyczące samopoczucia, dodatkowo były telefony z urzędu miasta. Policji pod oknami nie było, ale za samowolne wyjścia groziły olbrzymie kary finansowe, a w przypadku obcokrajowców nawet deportacja. Jeśli obcokrajowiec nie miał lokalu do odbycia kwarantanny i żadna instytucja (uczelnia, pracodawca) mu takiej nie zapewniała, to jeszcze przed uzyskaniem wizy musiał się zobowiązać do pokrycia kosztów takiej w rządowym ośrodku. Wynosiły one około 2000 euro.
W ten sposób Korea skutecznie ograniczyła niekontrolowany i w pewnym sensie niepożądany napływ obcokrajowców, ale też i wyjazdy własnych obywateli lubiących wypoczynek w innych krajach. Nie każdy mógł sobie pozwolić na 2 tygodnie kwarantanny. Granice postały otwarte. Gdy pojawiła się brytyjska odmiana wirusa, do tych wszystkich regulacji doszedł obowiązkowy test PCR przed wylotem i dwa testy zamiast jednego podczas kwarantanny. Trzeba było mieć naprawdę wyrozumiałe nozdrza dla operacji „lecę do Korei“.
Marzec 2021
W porównaniu do 2019 roku liczba turystów z zagranicy w 2020 spadła w Korei o 80%. W 2021 roku przyjazdowy ruch turystyczny praktycznie nie istniał. Największy koreański tour-operator stał na granicy bankructwa. Z 17 600 małych agencji zamknięto ponad 13 tysięcy (źródło: The Korea Times, 09.02.2021). Ze strony rządu nie było przez długi czas widoków na przywrócenie wiz dla indywidualnych turystów, ale prowadzono prace nad przywróceniem turystyki grupowej. W dość osobliwej formie.
Pod hasłem „Bubble Travel“ (podróżowanie w bańce) zorganizowane grupy turystyczne miały być wpuszczane do kraju, kierowane do wybranego ośrodka na testy i dopiero po negatywnych wynikach rozpoczynała się realizacja ustalonego programu zwiedzania. Bez kwarantanny, ale też bez kontaktu z lokalną społecznością i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Umowy na organizację pobytów dla takich grup miały być zawierane tylko z wybranymi krajami.
Edit 2023: dopiero w 2022 zniesiono w Korei obowiązkowe kwarantanny po przylocie, jeśli ktoś miał pełne zaszczepienia. Projekt „podróży w bańce” ostatecznie zarzucono.
26 marca 2021, kiedy pisałam ten post, w Korei odnotowano 494 przypadków zakażeń.
W maju 2023 roku potwierdzonych zakażeń jest średnio 20 000 dziennie. Mimo zniesienia nakazu masek, wciąż je widać w transporcie publicznym i na ulicach.